Przewijanie na podglądzie

„Przewijanie na podglądzie” – recenzja czwartej w solowej karierze Błażeja Króla płyty z muzyką, która nie jest już tym, czym była poprzednio. Choć nie do końca…  Król już nie jest „panem mroku”, a w jego królestwie nie panuje już wyłącznie chłód. Tak można by na szybko i po krótce określić najnowsze wydawnictwo od byłego wokalisty zespołu UL/KR. Ale szybko oznaczałoby krzywdząco.

Przewijanie na podglądzie

Po dwóch latach powrócił on, Błażej Król. Artysta, któremu chętnie poświęcam czas, aby rozmyślać nad jego muzyką. Króla zawsze dobrze mi się słuchało. Po wydaniu trzeciej solowej płyty „Przez sen” w 2016 roku przyszła pora na „Przewijanie na podglądzie.” Czym się okazało? Nie ma tu wielkiego zaskoczenia, ale nie jest też nudno. Ładnie i wciągająco. Mam wrażenie, że nastąpił tutaj rozwój tego, co dało się usłyszeć na płycie Lauda „Gennin” (2016), która była wspólnym dziełem Błażeja i jego żony Iwony. A rozwój ten poszedł w elektronikę.

I nie, nie jest to album wtórny i zły. Jest nawet bardziej bogatszy, jeśli chodzi o warstwę muzyczną. O ile na poprzednich wydawnictwach Król dawał się poznać jako „król mroku”, tak tu, mam wrażenie, z tej ciemności delikatnie/powoli wychodzi. Na szczęście, niewiele jest stylistycznych eksperymentów, bo jest bardzo spójnie. Tyle muzycznie, bo w warstwie słownej nadal pozostaje dobrze znana melancholia. Pojawia się więc swoisty paradoks: teksty są niekiedy depresyjne, pesymistyczne, a mimo to nie są okraszone posępnymi i przygnębiającymi dźwiękami. Słychać, że muzyk ma dar obserwacji otoczenia (nie tylko pisania i śpiewania) i swoje spostrzeżenia w mądry i zdystansowany sposób przekazuje. A wszystko w rytm delikatnej elektroniki. I nawet zwiększenie jej pokładu nie czyni z tego albumu krążka typowo radiowego. Nie usłyszy się go w młodzieżowych rozgłośniach, nastawionych na taniec i zabawę. W promocji nowego wydawnictwa Króla wierne natomiast pozostają stacje, których ramówka obfituje w autorskie audycje. To nadal muzyka dla wybranych i w pewien sposób – wybrednych słuchaczy. Takich, którzy lubią, jak jest (czasami) dziwnie, tajemniczo, nad czym trzeba usiąść i pomyśleć, nawet, jeśli interpretacja tego, co słyszą jest zróżnicowana. Takich „wyizolowanych” muzyków jest w Polsce niewielu. Nie porusza w swych tekstach tematów drażliwych, kontrowersyjnych, nie klnie i nie szokuje. Natomiast sama muzyka nie jest czymś „wiralowym”, czym dzielą się „typowi internauci” (nawiązując do popularnych w sieci zwrotów typu „internauci podzieleni” czy „internauci oszaleli na jego punkcie”). Król z powodzeniem trwa w materii dźwięków intymnych, osobliwych, a przy tym chwytliwych.

Nie zmieniła się też tendencja do nagrywania płyt krótkich. Po raz kolejny mamy nie więcej niż 10 utworów (dokładnie 9) i nie dłużej niż pół godziny. Jest to krążek zwięzły, spójny i konkretny. Przy tworzeniu albumu pomagał mu Piotr Emade Waglewski (miks i master) oraz Barrakuz (okładka).

Dlaczego „Przewijanie na podglądzie”? Jak wyjaśnił muzyk w jednym z wywiadów dla radiowej Trójki, miał tu na myśli skrótowość, przyspieszenie i fragmentaryczność naszego życia (w odniesieniu do fizycznego przewijania kaset VHS). Wystarczy posłuchać choćby „Spróbuję / STRAŻNIK”, aby wiedzieć, o co artyście chodziło.

Artykuł powstał dzięki portalowi sex telefon

0 0 votes
Czy polecasz
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments